Najnowsze komentarze
Na żadnych kursach nikt mi tego ni...
arioca do: Z kawą na miasto
bo na placu przy nawrotkach hamulc...
Nie rozumiem w czym problem, skoro...
Ależ "klurik" policzyłam nawet do ...
Policz proszę do 10 i przeanalizuj...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

29.08.2013 12:34

Ciepło, cieplej, gorąco, Bałkany! :)

..i stuknęło nam 4137 km przygód w górach i w dolinach, na stałym lądzie i wyspach, po autostradach i szutrach, wzdłuż rzek i mórz. W senie już po urlopie :(

Ufff... Udało się przeżyć kolejną podróż po Bałkanach bez kłopotów sprzętowych i żadnych innych :) 

Przejechaliśmy przez Słowację i Węgry, by najpierw jadąc wzdłuż rzeki Vrbas w Bośni i Hercegowinie dotrzeć do Mostaru leżącego nad Neretwą. Następnie zaliczyliśmy rafting na Tarze w Czarnogórze, objechaliśmy Bokę Kotorską i wyruszyliśmy odpoczywać na chorwacką wyspę Hvar. To tak w dużym skrócie :)

Największe zaskoczenie to kapitalne krajobrazy w Bośni i Hercegowinie. Tego kompletnie się nie spodziewaliśmy. Chcieliśmy po prostu przejechać przez Banja Lukę i dotrzeć do Mostaru. Ale "po prostu" się nie dało. Na trasie wzdłuż rzeki Vrbas zatrzymywaliśmy się średnio co 10 km, na fotkę jedną albo osiem. 

Sam Mostar choć piękny to zatłoczony. Zostaliśmy tam raptem kilka chwil, bo jadąc mało uczęszczanymi drogami przez Bośnię i Hercegowinę kompletnie odzwyczailiśmy się od przeciskania przez setki wycieczek. 

Potem Czarnogóra, rzeka Tara i groźnie brzmiący rafting, który okazał się raczej grzecznym spływem pontonem. 

Następnie Boka Kotorska i stara, górska droga z Kotoru do Cetinje. W ubiegłym roku nie starczyło nam na nią czasu, ale nadrobiliśmy zaległości. Już rozumiem dlaczego jest jedną z najpiękniejszych tras w Europie. 46 km, 25 serpentyn i dreszcz na plecach.

A później to już tylko wolne i wolne :) Pole namiotowe na wyspie Hvar, zwiedzanie miasteczek, próbowanie lokalnych specjałów, chill out po prostu, jak to na urlopie.

Tylko powrót dał nam trochę w kość. Zdążyliśmy tylko z Senji ruszyć na autostradę i złapał nas deszcz (mniejszy, większy i ulewa), który nie odpuszczał aż do Budapesztu. Przemokły kurtki, spodnie, rękawice i buty też. Uhhh... Co stację benzynową nienawidząc ludzi w samochodach zamawialiśmy ciepłą herbatę i obiecywaliśmy sobie, że na następne wakacje wyjeżdżamy kamperem, a motór bierzemy na przyczepkę. Czy się sprawdzi? Wątpię, ale co ponarzekaliśmy - to nasze :)

To tak napisane na szybko i na kolanie. Za miejscowy brak ładu i składu przepraszam :) Poprawię się jak ochłonę, przejrzę wszystkie zdjęcia i ogarnę obowiązki służbowe, które tradycyjnie priorytet mają "na wczoraj".

P.S.  A pojutrze wyprawa do WORDu... :) nie nie, jeszcze nie egazmin - najpierw muszę się zapisać :)

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz