08.05.2013 10:49
Zmiany nie zawsze na lepsze
Minęły pierwsze 3 godziny zajęć teoretycznych. Dużą ich część zajął oczywiście temat zmian w zasadach zdawania egzaminu na prawo jazdy. Uhhh... wydaje mi się, że z każdym razem jak o tym słyszę, to lubię ten temat coraz mniej. Dlaczego? Bo mam wrażenie, że znowu ktoś tam wyżej miał za-dobre chęci, zbyt-dużą ambicję i za-mało czasu na racjonalne przemyślenie kolejnych modyfikacji.
I nie o teorię mi chodzi, choć straszą, bo trudniejsza i niska zdawalność. A może po prostu bardziej wymagająca? W końcu będzie potrzebne coś więcej niż tylko nauczenie się kilku pytań na pamięć, coś więcej niż dwie noce przed egzaminem na wykucie odpowiedzi.
Skrajne emocje budzi część praktyczna.
- Czy, jak w przypadku Warszawy, Suzuki Gladius (645 cm3) nadaje się do wykonania wszystkich manewrów na placu?
- Dlaczego tam nie ma chociażby małego marginesu w określaniu pojemności silnika motocykla, tak żeby 599 ccm też się nadawało? Czemu minimum 600-tka, a nie 500-tka?
- Czy miejsca egzaminowania w WORD-ach, MORD-ach i PORD-ach itp. na pewno zostały odpowiednio pod tego typu motocykle przygotowane? I nie chodzi mi tutaj o siatkę z jednej strony placu, a z drugiej ścianę pamięci dla tych, którzy nieuważnie operowali gazem.
...i tak można by wymieniać dziesiątki innych pytań...
A to po prostu kolejny egzamin, który trzeba zdać, jeżeli che się jeździć na takim a nie innym sprzęcie. I chyba im szybciej wszyscy nowo-zdający się z tym pogodzą tym lepiej.
Można tak bez końca dyskutować o tym jak ten egzamin przebiega i czy mógłby lepiej, ale po co? Z czasem pewnie znów się zmieni, a potem jeszcze raz.
W końcu ten na kat. B też nie gwarantuje, że zdająca go osoba na pewno potrafi jeździć samochodem. Umiejętności każdego kierowcy i tak szybko zweryfikuje droga do domu, pracy, sklepu, na wyczekiwany urlop itd..
Komentarze : 7
Podstawowy powód paniki na forach to coś co nawet stare wygi dobrze znają. Ludzie liczyli na zrobienie kursu i egzaminu jesienią, aby od wiosny dołączyć do wiary już na swoim sprzęcie, a tu d**a. Nowe pociągnęło za sobą ograniczenie przystosowanych WORD-ów, to samo ze szkołami mniej ma sprzęt i plac. Pociąga to za sobą upierdliwości, aby WORD przerzucił papiery trzeba pojechać złożyć podanie, szkołę do treningu trzeba znaleźć. I jedno i drugie dalej więc konieczność wygospodarowania dodatkowego czasu wolnego na tą zabawę, a w robocie ciągniesz 12-kami bo "termin". I człowieka bierze cholera...zdać pewnie się da, tylko znowu odwleka się to w czasie
Jeśli chodzi o egzamin teoretyczny to ja nie mam nic przeciwko nowym testom. Mam prawie 10-letnie doświadczenie w jeździe samochodem, znam przepisy w miarę dobrze i robienie testów pod nową kat. A nie sprawia mi dużego problemu. Myślę zatem, że spokojnie każdy kursant będzie w stanie zdać teorię i naprawdę na tym nie straci. W końcu niech to będzie egzamin, a nie gra w "memory".
Ja jestem już po pierwszych godzinach na Gladiusie i motocykl w początkujących na pewno budzi respekt. Ale czy należy krzyczeć, że to coś strasznego taka zmiana egzaminu praktycznego? Wg mnie nie. Po 20-30 godzinach jeśli ktoś nie będzie w stanie nauczyć się manewrów egzaminacyjnych to lepiej żeby na drogi nie wyjeżdżał. Wiadomo, że na kursie nikt nie nauczy się jeździć, tylko właśnie wykonywać manewry egzaminacyjne. Grunt to trafić na dobrego instruktora, który wytłumaczy jak robić przeciwskręt itd. itp. a nie tylko jak objechać slalom.
W końcu tu chodzi o to, aby się nie pozabijać na drogach, a nie żeby masowo wydawać uprawnienia. Jeśli nie dam rady to po prostu zrezygnuje i będę się cieszył z jazdy puszką. Albo ktoś ma predyspozycje albo ich nie ma.
Niemniej jednak Tobie życzę powodzenia i oby się udało za pierwszym razem zdać.
PS. ktoś tu chyba pisał, że najgłośniej w dyskusji zabierają głos Ci którzy są na początku drogi..... :D :D
Kurs i egzamin na 250 poszły mi zbyt łatwo. Fakt, byłem na tyle głupi, że nie wykorzystałem możliwości wywalania się w trakcie kursu, żeby wybadać granice - a trzeba się było wykładać na tym orurowanym sprzęcie raz na jazdę (nie po mieście). Potem nabyłem duży motocykl (decyzja słuszna, bo mam bliżej niż dalej do grobu i nie miałbym czasu na przesiadanie się co 2 lata o 100 ccm) i co? Gleba w pierwszym dniu na parkingu z połamaniem kości. Więc się raczej ciesz, że na kursie jeździsz czymś bliższym rzeczywistości, niż ja miałem okazję. Powodzenia.
Mam taką teorię, której dawałem wyraz już dwukrotnie, że egzamin z jazdy jest po to, żeby sprawdzić umiejętność jazdy. A to implikuje fakt, że przystępując do egzaminu powinno się już umieć jeździć. No, ale ja pokręcony rewolucjonista jestem (tudzież logika nie jest obecnie w cenie) i pewnie dlatego za wspomniane wpisy byłem zjechany. Kij z tym.
Niedawno wybrałem się obejrzeć plac w Gdańskim WORDzie (czy jak to zwą). I nie zmieniłem zdania. Więc proszę bez paniki (żeby nie powiedzieć, histerii), moto-adepci...
o bezpieczeństwo się nie martwię - i mam nadzieję, że nie będę musiała, bo wolę rękę niż 1mln$. Bardziej wielkość placu i konieczność rozpędzenia się do minimum 50km/h na niezbyt dużym odcinku.
Choć nie wiem czy do tej wielkości motocykla pasuje zestawienie w jednym zdaniu "rozpędzić się" i "50 km/h"... :)
W Krakowie też są instrumenty kontrolujące prędkość na placach manewrowych.
O samym kursie - nieważne czy w starej czy w nowej wersji - zawsze krążyło wiele legend, mitów i opinii. I to się nie zmieni.
Gladius sobie poradzi, jeździec po tych 20 godzinach kursu praktycznego też powinien.
Widocznie na górze uznano, że od 600 cc zaczyna się dorosły motocykl.
Myślę, że o poziom zabezpieczeń na placach egzaminacyjnych nie musisz się martwić. Jak będzie coś nie w porządku, zawsze możesz pozwać ich o 1 mln. Dolarów.
Jak ja się cieszę że robiłem prawko na A i B nim te de.ile z Warszawy wzięli się za te zmiany.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (7)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (1)
- Turystyka (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)